poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział I

Claude

- Wstawaj, śmieciu! 
Claude jęknął i owinął się jeszcze szczelniej kołdrą. Nie chciał jeszcze wstawać, było za wcześnie... ale nie za wcześnie dla reszty dzieci boga wojny. Tym bardziej dla grupowej domku Aresa - Clarisse. 
W piątce od zawsze panowały ścisłe zasady, których nie wolno było łamać pod żadnym pozorem. Tak naprawdę już nikt ich nie przestrzegał, prócz tak zwanej "elity" składającej się ze najstarszych starszych i najbardziej doświadczonych dzieci Aresa, która tylko czekała na twój błąd, aby móc się na tobie wyżyć i zrobić z ciebie pośmiewisko na oczach innych obozowiczów. Głos Clarisse zdawał się przybywać z oddali, ale Claude doskonale wiedział, że jego siostra stoi tuż nad nim i nic nie powstrzymuje jej, żeby nie zrobić mu krzywdy.
- Słyszysz?! Wstawaj!
Córka boga wojny wrzasnęła to do ucha swojego brata ciągnąc owiniętą wokół niego kołdrę z taką siłą, że jej przyrodni brat spadł z łóżka na podłogę. 
Nieśpiesznie podeszła do niego i pochyliła się nad nim, wyginając wargi w niesmaku. 
- Wstawaj, albo zawołam Shermana. On się nie będzie bawił z tobą po dobremu - szepnęła mu do ucha tak, że chłopaka przeszył chłodny dreszcz. Nie wiedział, co go wywołało. Głos Clarisse czy wizja znęcającego się nad nim brata? Obydwie opcje wydawały się jak najbardziej trafne. 
Na koniec tortur jego przyrodnia siostra pociągnęła go za jego ciemne włosy, podstawiając w pionie. Claude miał przez chwilę problem z utrzymaniem się na nogach, które sprawiały wrażenie, jakby były z waty.   Nagle coś przyszło mu na myśl. Zmrużył oczy w zastanowieniu.
- Dlaczego musisz się nade mną znęcać? - zapytał. 
Przez pierwszą chwilę nie otrzymał od niej żadnej odpowiedni, w końcu jednak Clarisse westchnęła, ale natychmiast wróciła do dawnej postawy. 
- Co cię do może obchodzić, Trancy? - powiedziała oschle i kpiąco. 
Claude zwiesił wzrok, kiedy jego siostra odwróciła się do niego i marszem wyszła z domku, a kroki w jej ciężkich butów było można usłyszeć nawet, gdy była już za drzwiami. 

* * * 

Może i reszta półbogów zajadała się w pawilonie obiadem, jednak jeden z synów Aresa nie siedział teraz przy jednym stole ze swoim przyrodnim rodzeństwem. 
Claude zostawił domek swojego ojca i innych bogów oraz bogiń ustawionych w podkówkę. Kierował się w stronę lasu, nie zastanawiając się, dokąd zmierza. Chciał po prostu pobyć samotnie, gdzieś, gdzie nie spotka żadnego obozowicza. Tym bardziej swojej grupowej, albo braci. 
Zatrzymał się dopiero przy Pięści Zeusa, opierając się o jeden z budujących go głazów. 
   Na początku nie zauważył żadnego ruchy pomiędzy skałami, dopiero po chwili zwrócił na niego uwagę. 
Przeszło mu przez myśl, że to może jakiś zając, ale potem zdał sobie sprawę, że to nie możliwe. W obozie mnie było przecież żadnych innych zwierząt prócz pegazów.
- Kto tam? - zawołał w końcu niepewnie. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, prócz kolejnego ruchu pośród skał. Patrzył, jak z pomiędzy nich wychodzi wysoki chłopak. Dobrze zbudowany, najwyraźniej w podobnym wieku, co Claude. Przyglądał się jego włosom. Szybko spostrzegł, jak trudno określić jest, czy ją blond, czy to po prostu światło pada na nie, czyniąc je jaśniejszymi. Potem skierował wzrok niżej i zauważył coś niezwykłego. Jedno oko było całkowicie innej barwy, niż drugie. 
- To tylko ja - odpowiedział nieznajomy. Synowi Aresa nie umknął ton, jakim mówił, ani jego głos. Powiedział to pobłażliwie, nawet lekceważąco. Silnie akcentował. 
- Jaki Ja? 
Jasnowłosy przewrócił oczami starając się nie parsknąć nagle śmiechem. 
- Lucas. 
Claude skinął wolno głową. Och tak, "Lucas" naprawdę wiele wyjaśnia! 
- Co tu robisz? - zadał kolejne pytanie syn boga wojny. Lucas, jak się nazwał, wyglądał na trochę poirytowanego. 
- O to samo mogę zapytać ciebie... - chłopak spojrzał na niego swoimi różnymi oczami wyczekująco. 
- Claude - dopowiedział szybko, gdy tylko zdał sobie sprawę, o co chodziło jasnowłosemu. 
- Kto jest twoim rodzicem? Ja jestem synem Apolla - powiedział Lucas siadając na jednym z głazów Pięści Zeusa i pokazując, żeby jego rozmówca usiadł obok niego. Claude zasiadł we wskazanym przez niego miejsce z nieufnością.
Teoretycznie jestem synem Aresa... - zaczął niepewnie. 
- Teoretycznie? - Lucas podniósł brwi ze zdziwieniem mieszanym z rozbawieniem. - Zaufaj mi, nie pierwszy raz spotykam się z kimś, kto nie wierzy, że jest dzieckiem greckiego boga. Wiedź jednak, że oni nie uznają tak z znikąd i byle kogo. Oraz, na pewno się nie mylą. 
Claude po raz pierwszy, od kiedy spotkał tego faceta pomyślał, że nie jest zły. 
- Jak... jak długo tu jesteś?
Jego rozmówca nagle zmarkotniał i spojrzał w niebo, jakby oczekiwał, że nie będzie musiał odpowiadać na to pytanie. 
- Cóż... prawie od urodzenia. To obozowicze nazwali mnie. To oni mnie wychowali... Są dla mnie jedyną rodziną - wymamrotał w końcu. - Cóż, chyba obiad się skończył. Zdaje się, że zaczną nas szukać. 
Claude doskonale widział, że nikomu nawet nie przejdzie na myśl, żeby fatygować się i wyruszyć na jego poszukiwanie. To było do przewidzenia. Nie chciał jednak powiedzieć tego na głos. 

* * * 

- Zostawcie mnie! 
Nie mógł nic zrobić nic innego, jak tylko oglądać. Między drzewami widział dwójkę nieznanych mu półbogów szarpiących jakąś dziewczynę. 
  Wyglądała trochę jak córka Aresa, jednak nie mogła nią być. W domku znał każdego, chociaż z widzenia. 
- Boisz się, McGreen? - zacmokał jeden z napastników do dziewczyny. Ta spojrzała na niego nienawistnie i po raz kolejny próbowała się wyrwać z ich uścisku. 
Dziewczyna zacisnęła pięść ze złością i zamachnęła się, żeby przyłożyć któremuś z nich, ale drugi był szybszy. Nieznajoma mu dziewczyna zatoczyła się do tyłu i upadła na ziemię, dusząc ciężko, a dwoje chłopaków pochyliło się nad nią. Szeptali do siebie coś niezrozumiałego, po czym odeszli zostawiając ją samej sobie. 
Claude odczekał, aż nie było słychać odgłosów ich kroków, żeby podejść do dziewczyny. 
- Zostaw mnie... - jęknęła, kiedy próbował poruszyć nią. 
Widział wielkiego sińca na jej twarzy. Powieki miała mocno zamknięte, a mimo to po fioletowym policzku spływały słone łzy.
- Wszystko w porządku, zaraz powiemy Chejronowi... 
- Nie - powiedziała z siłą nieznajoma. - Teraz na pewno śpi, a poza tym, to moje sprawy i nie powinnam go w to mieszać. 
- Ta, on naprawdę nie zauważy cię jutro z siną twarzą, no nie? 
Dziewczyna mimo jej stanu wstała i otworzyła oczy. Były czerwone od płaczu i nie tylko. 
- Nic mu nie powiemy - powtórzyła. - Jeśli się dowiem, że...
Claude skinął głową udając, że zgadza się z nią. Dziewczyna wzięła głęboki oddech.
- Jestem Astrid - powiedziała w końcu, gdy uspokoiła się trochę. 
- Claude. 
Syn Aresa zauważył po raz kolejny, jak bardzo jest podobna do jego sióstr. 
Miała zaniedbane, blond włosy, zdaje się dokładnie w mysim odcieniu. Mocno zarysowana szczęka była po prostu - męska. To samo z budową. Ona naprawdę była podobna do Clarisse. 
Jej piwne tęczówki zdawały się być jednak idealne. Mimo zaczerwienieniom jej oczy pozostawały bardzo ładne. Były po prostu najpiękniejszą częścią jej wyglądu. 
- Co się na mnie tak gapisz? - Astrid zdawała się być zła, przerażona i wściekła. 
- Nic... 

* * * 

Claude wrócił do domku Aresa późno w nocy. Oczywiście, wszyscy spali. 
No, prócz Clarisse. Ona jak zwykle czuwała po to, aby wyłapać jakiś niedobitków czy coś w tym rodzaju. 
   Tym razem nie było żadnej awantury na dobranoc, jak zwykle, gdy wracał po gaszeniem świateł. 
- To o co się pytałeś... - zaczęła, siadając na swoim łóżku. - Wiedz, że ja też teraz przechodzę trudny okres.
Nie wiedział, co jego przyrodnia siostra ma na myśli. Nie zdążył nic powiedzieć, bo kontynuowała: 
- Wiele z moich przyjaciół ma zginąć... ja to czuję. 
Syn Aresa nie mógł u wierzyć w to, co widział. Clarisse płakała. Nie zdążył jednak nadziwić się tym widokiem, bo ta szybko otarła łzy wierzchem dłoni. 
- Dlaczego mi to mówisz? 
- Nie wiem - odpowiedziała córka boga wojny, pociągając delikatnie nosem i układając się na łóżku do spania. 
Ten dzień wydał się Claude'owi taki... nadzwyczajny. Inny niż wszystkie dni w Obozie Półkrwi, jakie przeżył. Wiedział, że będzie mieć duże znaczenie dla jego dalszego życia. 
Nie ośmielił się zapytać się jej o coś jeszcze, bo obawiał się, że ona jednak jest chodzącą bombą i jeśli ją zdenerwuje - wybuchnie. Ta hipoteza jest szaleńczo śmieszna, jednak taka właśnie była Clarisse. 
  Jej brat miał tysiące pomysłów na temat tego, co wywołało u niej takie zachowanie. 
A może ta kobieta, z którą przed chwilą rozmawiał nie była prawdziwą Clarisse...? 
Nie, to wszystko było po prostu śmieszne i niewiarygodne. 
Był tak zmęczony, że gdy tylko ułożył się pod ciepłą kołdrą zasnął. Tej nocy nie miał snów, żadnych wizji typowych dla herosa... po prostu nic. 

_________________________________________________________
Aż trudno uwierzyć, ale Odmieńcu robią come back! 
Jeśli mogę prosić, to chcę wiedzieć, co myślicie... 
To miało być dłuższe, ale cóż :P 
~Ad 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy